Siemanko Hawryłowicze!
W środę od Fabryki Słów dostałam ich najnowsze dziecko, czyli książkę Andrei Stewart. Co mnie skłoniło do przeczytania i napisania recenzji przedpremierowej? Dziwnym trafem nie chodziło tu ani polecenie przez wydawnictwo, ani to, że tłumaczył ja mój ulubiony człowiek, czyli Piotrek Kucharski, z którym współpracowałam już przy wielu książkach. Nawet nie przekonał mnie blurb na tyle książki. Jednak kiedy popatrzyłam na autorkę, która napisała “Córkę kości” zauważyłam w niej niesamowity blask i tą nieskrępowaną empatię w oczach. Potwierdzenie to otrzymałam bardzo szybko nawiązując z nią kontakt i prosząc o możliwość wywiadu, żeby w tak wspaniały sposób uczcić wydanie jej książki w Polsce. Nie będę ukrywała, że Andrea była niesamowicie ucieszona, ale też zarazem zaskoczona, że ktoś postanowił do niej napisać i poprosić ją o wywiad, bo jej książka jest wyczekiwana przez czytelników. Z tego miejsca mogę Was wszystkich zapewnić, że autorka jest przemiłą osobą i jeśli będziecie mieli życzenie możecie się bez skrępowania z nią skontaktować w social mediach.
Tyle tytułem wstępu. “Córka kości” jest to książka opowiadająca historię z wielu perspektyw. Głównie autorka skupia się na przedstawieniu strony Cesarstwa, w której władca tak naprawdę walczy sam z sobą i po stracie pewnej osoby całkowicie się zmienił. Wszystkiego dowiadujemy się od jego córki Lin, która przedstawia nam całą sytuację. Jednak przychodzi moment, kiedy zapragnie zgłębić wiedzę na temat magii kości. W tym samym czasie na sąsiednich wyspach dzieją się inne wydarzenia i są przedstawieni inni bohaterowie, którzy są tak samo wyraziści jak nasza główna bohaterka. Pojawia się tam szykowanie do przewrotu, odnalezienia pewnej zaginionej niewiasty, możliwość “przemycenia” ludzi i wiele innych ciekawych wątków. Jednak nie chce za dużo spojlerować, dlatego piszę tak hasłami. I w tym momencie zastanawiacie się, co tak naprawdę ma wspólnego córka Cesarza i jakieś przypadkowe osoby. Jak się okazuje bardzo dużo. Bo nie zawsze to, co widzą oczy jest prawdziwe. Ale jeśli się chcesz o tym przekonać koniecznie musisz sięgnąć po tę pozycję.
Czy książka mi się podobała?
Całą książkę przeczytałam gdzieś w 3 godziny i nie ukrywam czyta się ją w bardzo przyjemny sposób. Wciąga niesamowicie mocno, gdyż z każdą stroną pragniesz poznać jako związek mają ze sobą bohaterowie. Nie ukrywam, że niektóre rozdziały są prowadzone w bardzo spokojny sposób, który tak naprawdę wycisza czytelnika, ale jednocześnie przygotowuje go na porządne walnięcie z drugiej strony.
Bohaterowie są przedstawieni w sposób dość charakterystyczny. Mężczyźni w tej powieści mają tendencję do cwaniactwa, starają się nie okazywać emocji i starają się być dość chłodni w osądach. Kobiety jednak, jak to kobiety - wulkany pełne niewiadomych, które starają ukrywać swoje emocje pod całą paletą gestów i zachowań, jednak działanie na gorąco czasem utrudnia im to działanie. Ogólnie oceniając mam wrażenie, że postacie kobiece mają tu większego powera i zapał niż płeć przeciwną, ale to może tylko moje odczucie.
Podsumowując były to bardzo ciekawe i wciągające trzy godziny. I z tego miejsca bardzo mocno pragnę Was zachęcić, do sięgnięcia po “Córkę kości”, bo wiecie że jak ja polecam to nie ma lipy. Niesamowita książka na chłodne jesienne wieczory, która sprawi, iż nie będziesz chciał się od niej oderwać. A tymczasem życzę Wam spokojnego i udanego początku weekendu ;) i jeśli jeszcze nie widzieliście zachęcam Was do przeczytania wywiadu z Andreą, który znajdziecie u mnie na Facebooku.
Comments