Witajcie Kochani!
Bardzo długo zwlekałam z napisaniem tego postu. Po pierwsze - miałam w opór mało czasu, po drugie - musiałam dojrzeć i pogodzić się ze stanem rzeczy jaki mnie spotkał.
Jak zapewne zauważyliście Zoi w Zoi było coraz mniej, aż się wyciszyła całkowicie. Co było powodem?
Od początku roku próbuję naprostować niektórych ludzi, którzy próbowali mi rzucać kłody pod nogi, ale Ci, którzy mnie znają wiedzą doskonalę, że jestem dusza człowiek i krzywdy nikomu nie dam zrobić, nawet jeśli jesteś moim śmiertelnym wrogiem (niestety taki głupi charakter).
Okazało się, że ludzie, którym oddałam serce na dłoni, których wpuściła do swojego zawodu i mojej pracy okazały się bandą wrogów, którzy zagrali na moim dobrym sercu i moim zaufaniu. Od początku roku bardzo mocno ze sobą walczyłam z różnym skutkiem. Skończyło się ostatecznie na lekach, które pozwalały mi każdego dnia wstać z łóżka, jednak motywacji nadal było za mało.
Koniec końców dzięki wsparciu mojego Ukochanego i rodziny postanowiłam wziąć się w garść i nie zostać "zeszmaconą" tylko udowodnić swoją niewinność. Oczywiście mam za sobą wizyty w sądzie, rozmowy z adwokatem, przesłuchania, ale co Wam powiem - było warto, bo pokazałam wszystkim, że ja mam czyste sumienie, a jak chciałabym kogoś w "karolka zrobić" to zrobiłabym tak, żeby nie wiedział.
Od tamtej pory w moim życiu zawodowym, nastąpiło wiele zmian, przeszarżowań i zmiany stosunku zarówno do pracy, jak i swoich współpracowników. Ostatecznie wylądowałam w korporacji spod bardzo znanej marki i żółtej emki, gdzie jest w opór ciężko, i trzeba ostro zasuwać, ale powiem Wam - warto! Dzięki tej pracy nauczyłam się bez ogródek mówić, co mi leży na wątrobie, pomimo tego, że ktoś może się obrazić, ale sorry - każdy jest wolnym człowiekiem i może śmiało mówić o swoich przemyśleniach i odczuciach. Mam mega ekipę, z którą doskonale się rozumiemy, chociaż jak to w każdej pracy znajdą się takie osoby, na których samą myśl robi mnie się słabo, albo łapią mnie ostre nerwy, ale szczerze - nie warto! Ponadto w okresie wakacyjnym bardzo często wyjeżdżałam na supporty i powiem Wam, że poznałam mega świetnych i pozytywnych ludzi, którzy pozwolili na nowo się uśmiechać i patrzeć na świat trochę inaczej. Gdzie się obecnie znajduję? Obecnie zbieram siły i obwarowuję się postanowieniami, które chcę spełniać. Obecnie współpracuję nadal ze swoją ukochaną IX i Krzyśkiem Korsarzem Bilińskim, z zawsze pozytywnie walniętą Fabryką Słów, gdzie wszystkie dziewczyny traktuję jak swoje własne siostry, no i oczywiście z Drageusem, gdzie Aga jest moją kolejną wspaniałą siostrą, która ma do mnie anielską cierpliwość. Jednak Zojowe portfolio powiększyło się o dwa projekty i jeden, gdzie byłam wsparciem. Ale zacznijmy od początku! Pamiętacie antologię dla Ukrainy, która wyszła dzięki Wydawnictwu IX? To właśnie w tym projekcie byłam wsparciem. Nie mogłam dać z siebie za dużo, bo sama ze sobą walczyłam i byłam w bardzo kiepskim stanie ;)
"Krzysztofzin" to projekt, przy którym obecnie współpracujemy i jesteśmy już na finałowych szlifach. Ekipa jest mega - bo kogo innego mógłby przygarnąć Krzysiek Kietzman? ;) Dziękuję Ci Krzysztof za poświęcony czas i rozmowę!
"Terminus" - Wydawnictwo Fantastyczne - z którym współpraca zaczęła się od niepozornej gadki o połączeniu sił i myśli i tak oto po 2 latach rozmów, śmiechów, pomysłów wyszła pierwsza książka, która tak naprawdę jest wznowieniem i wydana w super odświeżonej formie. Mowa tutaj o "Lesie ożywionego mitu", który polecam bardzo mocno z całego serca, tym bardziej, że otrzymałam oficjalny patronat nad tą książką <3
Podsumowując - mam zamiar od teraz pisać co najmniej po 2 recenzje na tydzień, wrócić do regularnego czytania książek i postanowiłam olać cały system, tylko robić tak, żeby mnie było dobrze. Jeśli dziwi Was, że dzielę się z Wami swoim życiem prywatnym to wiedzcie, że dzięki Wam czytelnikom funkcjonuję ja. Może część z Was zastanawiała się co się dzieje z Zoją i czy nadal będzie istniała, dlatego też należą Wam się wyjaśnienia w tej kwestii. Uff! Wygadałam się ;) Cieszcie się, że w formie pisemnej, a nie ustnej, bo zagadałabym Was na śmierć ;) Z tego miejsca chciałabym podziękować głównie mojemu facetowi Jarosławowi, który każdego dnia łapał mnie za dłoń i sprawiał, że miałam siłę wziąć się za siebie, dziękuję mojemu małemu marudzie Sebkowi, który sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, a patrząc na niego wiedziałam, że mam dla kogo żyć, całej ekipie fantastycznej, która mnie mocno wspierała w tym, żebym się nie poddawała, a także Piotrkowi Abramikowi, którego swego czasu zaniedbałam i nie miał kontaktu ze mną, ale poprawiam się i jestem w trakcie kończenia recenzji jego "Długiego rajdu", Michałowi Kowaczowi, który nie pozwalał mi się nudzić podsyłając teksty do weryfikacji, Joasi Widomskiej, która dała mi powody do myślenia i dalszego działania, mojemu bratu Michałowi Misztalowi, który starał się mnie trzymać w ryzach, Antoniemu Baltusowi - mojemu warszawiakowi, który swym podejściem do życia i pozytywnym nastrojem zarażał mnie oraz wielu innym osobą, które były w tym czasie ze mną i sprawiły, że się nie poddałam tylko nadal chodzę z podniesioną do góry głową. Dziękuję, że jesteście ! <3
Dzisiaj jeszcze pojawi się recenzja, ale to niespodzianka jakiej książki ;)
O kurka, widzę, że się u Ciebie trochę podziało! Fajnie, że stajesz na nogi i się nie dajesz życiu stłamsić! Powodzenia przy kolejnych projektach i dużo sił życzę ;) Będę zaglądał.